Kiedy nauczyciel wymaga a kiedy „czepia się” ucznia?
Autor: Elite School - Centrum edukacji Katarzyna Gorzaniak, publikacja: 2021-11-24
Prawdopodobnie nie raz sami powiedzieliśmy zdanie: „A, bo ten nauczyciel czepia się” – niezależnie od tego, czy chodziło o nas, czy o nasze dziecko. W końcu każdy z nas ma czasem dość. W dzisiejszych czasach żyjemy bardzo szybko, mamy bardzo dużo obowiązków, chcemy ze wszystkim zdążyć. Dzieci mają wiele zajęć (zarówno szkolnych, jak i dodatkowych), rozbudowany plan lekcji, coraz więcej czasu spędzają na nauce i wydaje nam się, że nauczyciele trochę przesadzają.
Zadania dodatkowe – gdzie jest granica?
W jakiejś części to prawda. Sama spotkałam się z wypiekaniem grzybków z masy solnej w ramach zadania domowego z biologii w trzeciej klasie gimnazjum, gdzie egzamin był już lada moment. Mój kolega w pierwszej klasie liceum razem z ojcem spędził kilka wieczorów w piwnicy, robiąc kolumnę rzymską ze styropianu na lekcję historii. Czy te zadania nam coś dały? Zapewne niewiele.
Takie przykłady można mnożyć. Nie dziwi mnie to, że niektóre rzeczy zatem zaczynamy robić trochę od niechcenia albo po linii najmniejszego oporu. Problem pojawia się w momencie, kiedy zaczynamy coraz większą część naszych obowiązków traktować w ten sposób. Tylko gdzie jest granica między rzeczami ważnymi i mniej ważnymi?
Musimy sobie i naszym dzieciom taką granicę wyznaczyć. Każdy z nas chce mieć czas wolny: spotkać się ze znajomymi, pograć w ulubioną grę na komputerze lub na konsoli, poczytać książkę, posłuchać w spokoju muzyki lub oddać się innej naszej pasji, jaką może być sport. Chcemy odpocząć.
Myślę, że to bardzo istotne, bo jeżeli nie wypoczniemy, to nawet kolejne godziny spędzone nad nauką lub pracą, będą mało efektywne i nie będą miały sensu.
Nauka w szkole a zajęcia dodatkowe
Jeżeli chodzi o naukę w szkole, ale również zajęcia dodatkowe (takie jak nauka języków, zajęcia z rysunku, plastyki, zajęcia sportowe itp.), wchodzimy, chcąc tego czy nie, z osobą uczącą w relację nauczyciel – uczeń. Co to oznacza?
Zakładamy, że osoba, która ma nas czegoś nauczyć, wie, jak ma to robić. Niezależnie od naszych poglądów powinniśmy starać się wykonywać polecenia zgodnie z jej prośbą, w myśl zasady: wszystko, co robię, jest po coś. Wiadomo, że jeżeli wymagania będą dziwne, to sami się zorientujemy, że coś jest nie tak. W tym momencie powinniśmy porozmawiać z nauczycielem lub spróbować poprosić o zmianę sposobu pracy – nie wszystko będzie wszystkim odpowiadać, przecież każdy z nas jest inny.
Czasy szkolne – wyciągnijmy wnioski
Zapewne każdy z nas może sobie przypomnieć z czasów podstawówki, liceum czy studiów kilku nauczycieli, którzy nas czegoś nauczyli. Wspominamy ich zazwyczaj z pewnym uśmiechem i myślimy: „to był nauczyciel”. Niestety w moim przypadku takich nauczycieli było tylko kilku, jednak dzięki nim zdobyłam pewną wiedzę, która czasami przydaje się do dziś, i to niekoniecznie z lubianych przeze mnie przedmiotów.
Myśląc o tym dalej, zaczynamy sobie przypominać też belfrów, którzy nie nauczyli nas niczego (lekcje były nudne, ciągnęły się w nieskończoność, nauczyciel odczytywał jakieś fragmenty z podręcznika) i ogólnie chodziliśmy na ich lekcje, bo musieliśmy. I tu pojawia się pytanie: O których z nich, mówiliśmy wtedy, że się czepiają?
Podejrzewam, że częściej o tych z pierwszej grupy. Niestety dopiero teraz, po kilku lub kilkunastu latach od zakończenia nauki, możemy stwierdzić, że to jednak miało sens i doceniamy to, że tym nauczycielom zwyczajnie chciało się przepytywać, tłumaczyć coś po kilka razy, robić nawet znienawidzone przez nas sprawdziany. U nich najczęściej trudno było się prześliznąć, co było zupełnie możliwe na lekcjach tej drugiej grupy nauczycieli.
Czasy się zmieniły. Osoba nauczyciela kiedyś wzbudzała szacunek, dziś – niekoniecznie. Zazwyczaj nasze skargi do rodziców kończyły się słowami: „Idź się lepiej poucz i nie marudź”. Jak jest dzisiaj?
Rodzice coraz częściej interweniują w szkole, bo wymagania są zbyt duże, bo nauczyciel zbyt dużo wymaga, a czasami właśnie dlatego, że „uwziął się” na nasze dziecko. To zupełnie normalne, że chcemy chronić nasze pociechy i je bronić. Zastanówmy się jednak nad tym, czy robimy to słusznie. Jeżeli nauczyciel na zajęciach wstawia złą ocenę, każe się więcej pouczyć, czy to oznacza „czepianie się”?
Wymagania wobec dziecka a czas wolny
Z punktu widzenia właściciela prywatnej szkoły językowej, ale także mamy 8-latka, uważam, że nie oznacza to czepiania się. Dla mojego syna szukam wymagających nauczycieli. Zawsze stosuję zasadę: najpierw nauka, potem zabawa. Uważam, że takie podejście spowoduje, że wtedy, gdy zadanie domowe nie będzie zajmowało 15 minut, lecz kilka godzin, będzie mu łatwiej do tego się przystosować.
Sama wymagam od moich uczniów tego, żeby robili zadania w określony sposób. Staram się stworzyć dla każdego z nich unikalną lekcję, z której jak najwięcej zyskają. Ponieważ nie korzystamy z podręczników w naszej szkole, zawsze proszę o wydrukowanie części przesyłanych materiałów, po to, żeby kiedyś było łatwo do nich wrócić, a nie szukać wśród miliona plików w komputerze.
Myślę, że jeżeli nauczyciel wysyła dziecko do domu z informacją: „Proszę popraw to. Zrób zadanie w taki sposób, jak prosiłem. Naucz się tego fragmentu jeszcze raz”, wie, co robi. Wszystkie zadania mają coś na celu.
Oczywiście, mogą się trafić takie zadania, o których wspomniałam na początku, typu grzybki lub kolumny, jednak jako rodzice jesteśmy w stanie stwierdzić, do której grupy należy dane zadanie domowe. Chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej, jednak natłok obowiązków, brak czasu na pewno nam w tym nie pomaga. Próbujemy im to wynagrodzić, lecz niestety czasami w niewłaściwy sposób.
Często mamy bardzo duże zaufanie do naszych dzieci – z jednej strony to dobre, z drugiej – tracimy zwyczaj kontrolowania tego, co dzieje się w szkole lub na zajęciach dodatkowych. Jeśli dziecko mówi, że było „fajnie”, wydaje się nam, że jest wszystko w porządku. Jeżeli dziecko płacze, żali się na nauczyciela, to często włącza nam się instynkt obronny. „No bo jak to, do takiego stanu doprowadzić moje dziecko? Ono na pewno robi co może! Ten nauczyciel się go czepia”. Niestety nic bardziej mylnego.
Najczęściej przeoczyliśmy moment, w którym dziecko przestało uczyć się tak, jak robiło to do tej pory lub zupełnie nie zagląda do zeszytów i jego problemy zaczęły się nawarstwiać. Najgorsze, co możemy zrobić w takiej sytuacji, to zacząć je bronić. Powinniśmy wysłuchać zarówno dziecka, jak i nauczyciela, dopiero wtedy podejmować jakiekolwiek kroki.
Podejście rodzica a stanowisko nauczyciela
Do napisania tego artykułu skłoniła mnie sytuacja, która przytrafiła mi się w mojej szkole. Usłyszałam, że „pani się czepia”. Niestety rodzic w ogóle nie wysłuchał moich racji. Za pewnik wziął opowieści swojego dziecka. Uznał, że podejmowane przeze mnie działania mają na celu dokuczenie uczniowi.
Myślę, że zanim użyjemy określenia „czepianie się”, zawsze powinniśmy się zastanowić nad tym, czy nie jest to „wymaganie”, które działa tylko na korzyść naszego dziecka i pozwala mu lepiej opanować zagadnienia, których musi się nauczyć.
Oczywiste również jest to, że kochamy nasze dzieci i chcemy dla nich wszystkiego co najlepsze i chcielibyśmy, aby przeszły przez życie bez żadnych problemów i trosk, jednak najważniejsze jest to, żebyśmy kochali nasze dzieci mądrze.
Sprawdź: Najlepsi specjaliści od nauki i edukacji